niedziela, 26 maja 2019

w mojej głowie #1

Cześć Kochani! ♥ Miło mi Was ponownie gościć na moim blogu. Cieszę się, że tak chętnie tutaj wpadacie, że chce Wam się czytać moje wypociny i, mam nadzieję, że spędzacie tutaj miło czas :)

Dzisiaj, jak widzicie, wjeżdża coś NOWEGO ♥ Miałam ten pomysł od dawna, rozpoczynając od poprzednich blogów, których nie udało mi się zbyt długo pociągnąć: jest to zaproszenie do mojej głowy. Brzmi bardzo dziwnie, ale już wszystko tłumaczę. W mojej głowie jest milion myśli na minutę, nieraz sama nad nimi nie nadążam, sama się w nich gubię i sama nie wiem, co mogą oznaczać. Dlatego bardzo często praktykuje metodę stream of consciousness, który po polsku (niestety) brzmi dużo gorzej - strumień świadomości. Albo może i nie brzmi gorzej? Sami zdecydujcie. Jest to metoda monologu wewnętrznego, który sami ze sobą prowadzimy - a ja często wyrzucam go na kartkę papieru czy dokument na komputerze. Cokolwiek przyjdzie Wam na myśl, zapisujecie na kartce. Metoda ta ma na celu pokazać Nam co właściwie dzieje się w Naszych głowach, do których nieraz nie chcemy się przyznać - wtedy wychodzą z Nas wszelkie rzeczy, które przygłuszamy na co dzień. I tutaj postanowiłam też wprowadzić taki oto segment - nieraz nie wiem, co pisać, bo mam za dużo myśli, za dużo pomysłów, za dużo na głowie. Bez dalszego paplania o paplaniu, zapraszam do dalszej lektury.

W moim życiu non stop coś się zmienia - jestem zabieganą osobą, chociaż na co dzień tego nie widać. Najwięcej zmian dzieje się w mojej głowie, w moim własnym świecie, co mi wcale nie przeszkadza. Podejmuje wiele decyzji na co dzień, które w jakimś stopniu, większym lub mniejszym, zmieniają moją przyszłość. Jedną z takich decyzji było pójście na studia - dla tych, których nie było tutaj od początku, ta historia będzie obca - decyzję o podjęciu studiów podjęłam o 23, bo nie mogłam zasnąć, złożyłam dwa wnioski - Akademia Jana Długosza i Uniwersytet Śląski, oba na filologię angielską. Przyjęli mnie na AJD, ale ja postanowiłam poczekać na odpowiedź z UŚ, bo tam jakoś bardziej siebie widziałam. Ale mój wniosek na UŚ był na liście oczekujących, co spowodowało płacz przez długie dni - na całe szczęście, w końcu mnie przyjęto, a radości nie było końca. Kurczę, jak tak sobie pomyślę, to ten UŚ od samego początku mnie odrzucał - a ja jednak się nie poddawałam, i tak będzie do samego końca.
Wiele decyzji w moim życiu podejmuje z dupy, bo coś mi się zachce, bo coś mi strzeli do głowy - jak na ten moment, nie żałuje ani jednej z nich, a taki tryb życia naprawdę mi się podoba. Planowanie nie jest moją najsilniejszą stroną, wolę słuchać swojego umysłu, swojego ciała, niż naprzód planować moje całe życie. Oczywiście, czasem planuję, chociażby wyjazdy, pakowanie, ale nie jest to też planowanie od początku do końca: mam zapisane jakieś kilka punktów, ważne rzeczy, i dla mnie to działa. Kiedyś chciałam być taką tumblr girl i mieć zaplanowane wszystko, od początku do końca, ale potem poznałam siebie bardziej i zrozumiałam, że to nie dla mnie, dla mnie to po prostu nie działa. Najważniejsze jest, według mnie, żeby coś działało dla kogoś, a nie iść ślepo za jakimś trendem, który nie jest ani trochę zgodny z Nami. Bo najważniejsze jest, żebyśmy my się czuli dobrze w Naszym własnym życiu.
Dlatego też bardzo mnie boli, kiedy moi bliscy wsadzają mi SZPILE. Jestem osobą przy kości, spójrzmy prawdzie w oczy, mam kilka/kilkanaście kilo za dużo, a moi bliscy czują się zobowiązani do wytykania mi tego na każdym możliwym kroku. Dobra, trochę przesadzam, nie wszyscy bliscy i nie zawsze. Ale za każdym razem, jak prowadzę rozmowę z tymi kilkoma bliskimi, którzy lubią mi wytykać palcem moje wady, w każdej rozmowie słyszę docinki. Nawet nie w kwestii wagi, ale w innych kwestiach: chodzenia, uczelni, przyszłości, pracy, ojca... Ludzie kochani, czy Wy nie rozumiecie, że to jest MOJE życie i mogę z nim robić co chcę? Bo mam wrażenie, że o tym zapomnieliście! Tylko ja mam prawo decydować o tym, co robię, o moim życiu, o mojej przyszłości, o czymkolwiek co ze mną związane, decyduję tylko i wyłącznie JA! I nie, nie jest to samolubne - jest to normalne, że każdy człowiek decyduje o sobie. W dawnych czasach było tak, że to rodzice kierowali Ciebie i Twoją przyszłością, ale te czasy już minęły! Żyjemy w 21. wieku, gdzie każdy ma prawo do decydowania o swoim życiu. Tak samo z planami na przyszłość - ja mam prawo planować swoje życie i tylko ja. Mogę oczywiście brać wskazówki od innych osób, dziękować za ich troskę, czy cokolwiek ich prowadzi, ale co do podejmowania decyzji, tylko ja mam takie prawo, nie dajcie sobie wmówić inaczej. Mam 21 lat, więc wiem co mam robić, naprawdę!
A skoro już mowa o tych 21... Wow. Może i mam te 21, ale w głowie dalej 12, a to się szybko nie zmieni. Wiek to tylko liczba, znajdziecie mniej i bardziej dojrzałych 21-latków. Każdy dojrzewa po swojemu, a ja akurat mam wrażenie, że dojrzałam bardzo szybko, przed 18. urodzinami i w sumie, to się z tego cieszę. Jak czytam komentarze typu MASZ TYLKO 21 LAT, CO TY MOŻESZ WIEDZIEĆ O ŻYCIU? to mnie trzęsie - to że ktoś jest starszy ode mnie, nie znaczy wcale, że wie więcej o życiu, niż ja. Wiek nie ma nic do rzeczy, właściwie z niczym. Wiek ma ważność tylko i wyłącznie względem prawa, niczego innego. W życiu wiek to tylko liczba. Mimo 21 lat, w głowie mam dalej 12, dalej świetnie się bawię, nie przejmuje się opiniami innych, robię co mi się żywnie podoba i jest mi z tym naprawdę dobrze.
Z rzeczą, z którą mi nie jest dobrze, ale tylko czasami, jest mój status związku. Na co dzień mi to nie przeszkadza... Ale czasem, kiedy dopadnie mnie ponury dzień, jedyne na co mam ochotę, to przytulić się do kogoś bliskiego - nie do mamy, do psa, do innych członków rodziny, ale do partnera, którego nie mam. Brakuje kogoś, z kim mogłabym spędzać czas, brakuje kogoś, z kim mogłabym dzielić wspomnienia, pocałunki, romantyczne spacery... A może to wygląda tak tylko w filmach? Może, tak naprawdę, związki są zupełnie inne? Skąd ja to mam wiedzieć, jeśli w związku nigdy nie byłam? Trochę to boli, nie będę ukrywać. Na co dzień mam to gdzieś, bo jestem jednak silną i niezależną kobietą, ale bywają momenty, kiedy serce chce czegoś więcej i nie da się tego stłumić. Wmawiam sobie, że czekam na tego jedynego, ale czy to prawda? Czy może sama siebie pocieszam? A może po prostu jestem skazana na bycie samotną? Zobaczymy, co z tego wyniknie. Po prostu chcę czegoś więcej od życia, niż samotność. Nie chodzi mi o zupełną samotność, bo mam wspaniałych przyjaciół, wspaniałą mamę, rodzinę, ale to nie to samo, spójrzmy prawdzie w oczy. Nic nie zastąpi bliskości człowieka, którego kochamy, a na którego ja czekam. Z każdym dniem jestem zapewne bliżej poznania jego, niż dalej, ale... chciałabym to już teraz. Cierpliwość mam nadzieję, że i w tym przypadku popłaci.
Poza tym, życie jest wspaniałe. Doceniajmy każdy cal, bo nigdy nie wiadomo, kiedy to stracimy - ale nie doceniajmy go przez strach, ale przez to, że mamy co doceniać. Nasze życie jest cudem, jest wspaniały, jest NASZE. Cieszmy się nim.

Miłej niedzieli ♥

klaudia x

social media:
ig: @tbkrnk
tt: @tbkrnk
sc: @ksiezniczkac
mail: tabakiernikk@gmail.com

piątek, 24 maja 2019

Tydzień w moim życiu #5 - czyli dlaczego rzeczywistość nie musi być wcale szara!

Kochani, miło mi Was tutaj gościć w kolejnym poście z serii #TWMZ ♥
Ten tydzień był jednym z bardziej szalonych tygodni w moim życiu, za co jestem szczególnie wdzięczna, bo warto czasem wyjść z tej codziennej rutyny i zaskoczyć się małymi (albo i większymi!) zmianami.

Mianowicie, wywalczyłam z dziekanatem powtarzanie modułu i zostaję na studiach! Jest to dla mnie mega ważna informacja (mimo, że szczegółów albo nie znam, albo nie rozumiem), bo nie chciałam rozstawać się ani z tą uczelnią, ani z moją wspaniałą grupą. Naprawdę, te studia, mimo, że nieszczególnie chciałam na nie iść, okazały się strzałem w 10! Nie wyobrażam sobie już bez nich mojej codziennej rutyny, naprawdę, są częścią mnie.

Poza tym, był to też tydzień pełen wyzwań, pełen wyjazdów, rozjazdów, podróży. Lekarze, psycholodzy, sprawy do załatwienia, sporo tego było. Mimo, że byłam zmęczona praktycznie każdego dnia, był to jeden z moich ulubionych tygodni - bardzo lubię być zajęta, czas wtedy dużo szybciej leci, od poniedziałku do samego piątku miałam coś poza uczelnią, co sprawiło mi dużo radości. A jest to zaskakujące, bo ja naprawdę nie lubię wychodzić z domu, chętnie całymi dniami przesiedziałabym i nic nie robiła oprócz tworzenia i bycia kreatywną, a jednak taki tryb życia mi się podoba. Jest to chyba kwestią tego, że zaczynam powoli wychodzić ze swojej strefy komfortu, być bardziej pewną siebie i przestaję bać się świata. Nawet moja psycholożka jest ze mnie dumna, bo widzi jaki progres zrobiłam. Ja osobiście tego nie widzę na co dzień, ale zdecydowanie widzę, że nie jestem już tą samą osobą, którą byłam rok czy dwa temu. Swoją drogą, to naprawdę dziwne, że na co dzień nie widzimy tych drobnych zmian, ale patrząc z odległości kilku, kilkunastu miesięcy zauważamy ogromne zmiany. To samo dzieje się nie tylko z Naszym charakterem, czy psychiką, ale też z Naszym ciałem. Przecież na co dzień też nie widzimy szybkich zmian, a jednak po pewnym czasie widzimy je gołym okiem. Nie wiem czemu, ale dla mnie jest to cholernie cudowne. Całe Nasze życie jest jednym wielkim cudem - powinniśmy naprawdę je docenić.

Ale teraz przejdźmy do podtematu (?) tego postu - czyli dlaczego rzeczywistość nie musi wcale być szara! Jestem osobą, która wierzy w to, że każda najmniejsza rzecz może być cudem, jeśli tylko odpowiednio do niej podejdziemy i zaczniemy doceniać nawet tą szarą rzeczywistość. Ja, na przykład, dziękuję Bogu za każdy dzień, który udało mi się przeżyć.
Myślicie, że nie macie czego doceniać i za co być wdzięczni? Tutaj mam dla Was listę!

1. Masz dach nad głową.
2. Dzisiaj coś jadłeś.
3. Masz dobre serce.
4. Życzysz innym dobrze.
5. Masz dostęp do czystej wody.
6. Ktoś się o Ciebie martwi i troszczy.
7. Chcesz być lepszy od swojej wczorajszej wersji.
8. Masz czyste ubrania.
9. Masz marzenie/marzenia.
10. Oddychasz.

Masz wszystkie rzeczy powyżej? I czego, kuźwa, narzekasz? Dalej myślisz, że nie masz za co być wdzięczny? Przeczytaj jeszcze raz i zrozum, że niektórzy nie mają tych rzeczy. Nie mają dachu nad głową, bo uciekają przed wojną lub ubóstwem. Nie mają dostępu do pożywienia czy czystej wody. Nie maja czystych ubrań i nie mają pojęcia o czym marzyć. A niektórzy nawet nie mogą oddychać samodzielnie. Doceń to, co masz. Nie bierz wszystkiego za pewnik, bo życie może szybko się zmienić, a ja coś o tym wiem. Doceń to, co masz, a wtedy dostaniesz wszystko, o czym marzysz.

Mimo tej listy powyżej, nieraz ja sama też mam wrażenie, że żyję w szarej codzienności - ale nie na długo, bo wiem, że jest kilka rzeczy, które tą szarą rzeczywistość mogą zmienić. Nieraz tak mam, że wstaję i od razu mi się nie chcę, ale wtedy puszczam muzykę na fulla, oczywiście jakąś radosną, i od razu mam lepszy humor. Natomiast, jeżeli chcemy zmienić trochę resztę dnia, to mam i na to odpowiedź! Jeżeli jecie w kółko to samo na śniadanie, spróbujcie czegoś nowego: nowe przepisy, nowe składniki, wcale nie zajmują za dużo czasu, a zmieniają od razu perspektywę. Chodzicie.jeździcie tą samą trasą do pracy/szkoły? Zmieńcie ją trochę! Idźcie/jedźcie dłuższą drogą, wybierzcie inny autobus, wysiądźcie przystanek wcześniej i przejdźcie się trochę. Kiedy wrócicie do domu, nie kładźcie się od razu - zmieńcie buty na wygodniejsze i ruszcie przed siebie. Zauważcie ile cudownych rzeczy mijacie na co dzień i nie zwracacie na nie uwagi, bo jesteście tak zabiegani.
Ale jedną, najważniejszą wskazówkę, pozostawiłam sobie na koniec: ZWOLNIJCIE TROCHĘ!
Nasze życie kręci się wokół biegu: dzień dobry, śniadanie, praca/szkoła, obiad, prace domowe, kolacja, sen - i tak w kółko. I co się dziwić, skoro przez to życie BIEGNIEMY, a nie spacerujemy? Wiecie, co się stanie jak zwolnicie? Zaczniecie doceniać tą "szarą rzeczywistość" bo zauważycie, że wcale nie jest taka szara. Że wokół są naprawdę fajni ludzie, fajne miejsca, fajna atmosfera - wystarczy się przyjrzeć i dać sobie chwilę czasu. Świat dalej będzie się kręcić, nawet jeżeli się na chwilę zatrzymamy i zajmiemy się sobą. Świat dalej będzie się kręcić, a Wy będziecie dużo szczęśliwsi. Obudźmy się z epoki "szarej rzeczywistości", załóżmy tęczowe okulary i idźmy przez świat z uśmiechem, a nie ze smutkiem lub zmartwieniem - bo tak naprawdę, nie ma czym się martwić. Wszystkie decyzje, które podjęliśmy gdzieś Nas prowadzą, wszystkie decyzje tak naprawdę są w rękach Boga (czy w cokolwiek innego wierzycie) - wszystko jest zapisane w gwiazdach. Przeżyjmy to życie po swojemu, w końcu mamy je tylko jedno.

Więc żyjmy. Bądźmy szczęśliwi. Nie żyjmy szarą rzeczywistością. Znajdźmy nowe hobby. Zróbmy coś nowego, poza Naszą strefą komfortu. Doceniajmy życie, które dzieje się pod Naszym nosem. Uśmiechnijmy się do obcego człowieka. Podróżujmy. Ale przede wszystkim, marzmy! ♥


klaudia ♥

sm:
ig: @tbkrnk
tt: @tbkrnk
sc: @ksiezniczkac
mail: tabakiernikk@gmail.com

niedziela, 19 maja 2019

oczy.

siedzę przed tym pustym arkuszem już jakiś czas i jakoś słowa same nie chcą się wylać.
sama nie wiem, co się ostatnio działo, ale wiem, że jestem najszczęśliwszą osobą na świecie.
mam najwspanialszą mamę na świecie. jest najwspanialszą przyjaciółką, jaką można by było sobie wyobrazić. osobą, której bezgranicznie ufam. osobą, za którą wskoczyłbym w ogień.
mam wokół siebie najwspanialszych ludzi na świecie. moje kuzynki, które są dla mnie jak siostry. moją najlepszą przyjaciółkę, śmiałabym nazwać ją siostrą, z którą może i nie widzę się codziennie, ale zawsze dla siebie jesteśmy, bez względu na wszystko. najwspanialsze przyjaciółki ze studiów, które może i znam trochę ponad pół roku, ale już nie wyobrażam sobie bez nich ani dnia.
najlepszego psiura, jakiego byłam w stanie sobie wyobrazić, w którym też mam najlepszego przyjaciela i kompana.
trafiłam do najlepszej grupy na studiach, która może i czasem jest wkurzająca, ale mimo wszystko lepszej nie mogłabym sobie wyobrazić.
mam wszystkiego pod dostatkiem. oczywiście, zawsze mogłoby być lepiej, ale mam dach nad głową, dostęp do wody, prądu, internetu, jest mi ciepło, mam wygodne łóżko, wszystkiego pod dostatkiem.
spełniam (powoli) moje najskrytsze marzenia. nie boję się krytyki. wychodzę ze swojej strefy komfortu. piszę wiersze, opowiadania, piosenki. planuje podróże, te mniejsze i większe. przygody.
nie brakuje mi miłości. szczęścia. niczego.
a mimo wszystko, nieraz nie jest tak fajnie. nieraz nie chce mi się wstawać z łóżka i jedyne co bym robiła, to spała. nieraz mam w dupie to, że omijam zajęcia i poddaje się. ta dziewczyna, którą widzicie na instagramie czy w prawdziwym życiu nieraz zamyka się w sobie na tyle, że w środku jej całe życie leży w gruzach. i chociaż na zewnątrz się uśmiecha, to w środku ma ochotę umrzeć.
tak właśnie wygląda choroba afektywna dwubiegunowa. nie jest widoczna gołym okiem. zresztą, nie tylko chad, ale wszelkie zaburzenia psychiczne. 
a mimo wszystko, dalej się uśmiecham. dalej zdaje sobie sprawę, że mam wszystko. dalej jestem wdzięczna. dalej piszę wiersze, opowiadania, piosenki. dalej żyję, jakby nigdy nic. ale jest jeden słaby punkt, a kiedy w niego spojrzycie, zasłona dymna znika i widzicie już wszystko: oczy. w oczach widzicie wszystko. trzeba tylko chcieć to widzieć.

nie piszę tego dla sympatii, dla współczucia, czegokolwiek z tej kategorii. chcę, żeby to był taki wake up call - żebyście wiedzieli, że nieraz ludzie są wspaniałymi aktorami - w środku krzyczą, a na zewnątrz jest wszystko w porządku. straciliśmy już wiele cudownych osób właśnie dlatego, że nikt się tym nie przejął - Mac Miller, Avicii, Anthony Bourdain, Kate Spade. obudźmy się. nie chodzi tylko o celebrytów, ale o normalnych ludzi, pomiędzy nami. rozmawiajmy, często. odzywajmy się do siebie, często. ratujmy się nawzajem. każdy ma przecież swoje limity. 

choroby psychiczne istnieją i są poważne, nie są wcale wykorzystywane dla atencji. życie jest ciężkie, trudne, wszyscy o tym wiemy. jedni radzą sobie lepiej, niż drudzy. otwórzmy się na drugiego człowieka, nigdy nie wiadomo, co w nim siedzi. rozmawiajmy. rozmawiajmy. r o z m a w i a j m y!

klaudia

social media:
instagram: @tbkrnk
twitter: @tbkrnk
snapchat: @ksiezniczkac

środa, 15 maja 2019

m e l a n c h o l y

m e l a n c h o l y

nothing. everything. something in between.
the things i'm feeling are just weird.
moving on, yet staying the same.
moving on, yet going back.

feeling all of it again.
the feelings are coming back like an avalanche.
with no warning. it's all back.
all the good. all the bad. all in between.
hits me out of nowhere at the most inconvenient
time. why would this happen? yet again?
when will it be over? will it ever be?

why can't it just leave. just like he did.
why can't it all go away. just like he had went.
why can't it all be behind. just like i left him there.
why can't i start over. just like he began.

do i have to be feeling? are feelings needed for life?
do i have to feel all the bad?
why can't i feel free, just for a while?
why can't i fly away like a bird to the sky?

guess the only thing that's left is to feel.
all the feelings. good. bad. the melancholy.

wtorek, 14 maja 2019

21

Kochani, dziękuję Wam za cierpliwość - od tego chcę zacząć, bo naprawdę to doceniam. Ostatnie dni były dla mnie dosyć ciężkie, skomplikowane, niezrozumiałe, a chyba najgorsze w nich jest to, że były takie bez powodu - po prostu takie był i tyle.

Dlatego też posty nie pojawiały się w terminie - jak zresztą widzicie, po majówce posty miały regularnie się pojawiać, tymczasem jest już tydzień po majówce, a postów jak nie było, tak nie ma i raczej już ich nie będzie. Nie chodzi mi o to, że kończę z blogowaniem, broń Boże, ale nie chcę już nadrabiać tych straconych postów. Ten czas był mi potrzebny, żeby nabrać sił, zrozumieć kilka rzeczy, a teraz jest mój czas na powrót! Więc serdecznie Was wszystkich ponownie witam ♥

Zacznijmy może od tego, że w blogu się coś zmieni! Posty niedzielne będą nadal się pojawiać o 12, bo jest to odpowiednia pora, będę miała czas, by je napisać, więc wszystko powinno się pojawiać, być może z delikatnymi poślizgami, ale jednak w niedzielę! Zmieni się natomiast forma postów #TWMZ - ostatnie pięć postów pisałam jak ze ściągi - zerkałam na poprzedni post i pisałam, wedle wzoru, co mi, osobiście nie odpowiada, więc postanowiłam to zmienić. Nie jestem szczególnie zorganizowaną osobą, więc takie punktowanie, nadawanie tytułów, nie jest mi na rękę - stąd też posty te będą bardziej dłuższą formą pisemną, jak moje pozostałe, co, mam nadzieję, nie będzie Wam przeszkadzać! Poza tym, od czasu do czasu będą się pojawiały wiersze, piosenki, inne dziwne i śmieszne rzeczy, będą wrzucane bez zapowiedzi, zależy wszystko od mojej motywacji, ale też i od tego, czy będę miała wenę! Poza tym, dalej proszę Was o komentowanie, wysyłanie maili, odzywanie się na platformach społecznościowych, bo sama wiedza, że ktoś faktycznie czyta moje wypociny, daje mi mega kopa i motywację do pisania kolejnych. Raz jeszcze, dziękuję Wam za cierpliwość i dziękuję za to, że tutaj jesteście! ♥

A teraz, przechodząc do tajemniczego tematu mojego posta: 21.
Moi drodzy, odzywam się do Was już nie jako 20-latka, ale jako 21-latka! Powiem Wam szczerze, że ja tej różnicy wcale, a wcale nie czuje - gdzieś w głowie nadal mam 12 lat i nic ani nikt tego nie zmieni.
Ale moje urodziny do idealnych nie należały - prawdę mówiąc, były to jedne z najgorszych urodzin w moim życiu. Broń Boże, nie jest to spowodowane samymi urodzinami: pogoda dopisała, goście dobrze się bawili i naprawdę, wszystko szło gładko, ale jest jedna rzecz, która gładko nie poszła - a tą rzeczą było moje nastawienie. Od przedurodzinowego czwartku miałam zepsuty humor - wstałam i nic, ale to naprawdę NIC nie szło po mojej myśli. Pomyślałam, dobra, to jeden dzień, pewnie minie... Jakże się myliłam. Kolejne dni były już tylko gorsze... Dzisiaj mamy pourodzinowy wtorek, a mój humor zbytnio się nie zmienił. Dalej nic mi się nie chcę, dalej nie mam na nic ochoty, dalej nie mam humoru... Nie jest to też spowodowane pogodą, bo uwielbiam pory deszczowe! Po prostu tak czasem w życiu bywa - nie ma się humoru i kropka. Jeżeli cokolwiek chcecie z tego wyciągnąć, wyciągnijcie proszę to, że życie jest, jakie jest. Czasem trzeba popłakać, tylko po to, żeby później wziąć się w garść i zacząć działać - ten krok jeszcze u mnie nie nastąpił. ale jestem pewna, że szybciej czy później nadejdzie i wszystko ponownie zmieni się na lepsze. Poza tym, przecież w życiu nie może być cały czas fajnie - wtedy nawet nie wiedzielibyśmy, że jest fajnie, bo nie mielibyśmy żadnego porównania. Ale, mimo tych ch*jowych humorów, słabych dni, najgorszych chwil, trzeba dalej iść do przodu - życie nigdy nie staje w miejscu, nie ma przerw, to nie jest też próba generalna - to jest premiera, na której trzeba dać z siebie wszystko, jeżeli chce się coś osiągnąć. Bynajmniej ja tak uważam.

Podsumowując poprzedni tydzień i tydzień przed tym, był zaskakujące, dziwne, dziwaczne, a w pewnych momentach zepsute na maxa. Były też oczywiście momenty, które zapierały dech w piersiach i momenty, które chciało by się odtwarzać ponownie do końca życia i o jeden dzień dłużej. Te tygodnie po prostu były podsumowaniem mojego życia - był pełne mnie: od tych najsmutniejszych, przez te OK, aż po te najlepsze. Nic dodać, nic ująć. Były takie, jak ja - (a)typowe 😉

Najważniejsze, czego się w nich nauczyłam, to tego, że życie bywa zaskakujące, ale najważniejsza jest Nasza reakcja - czy poddamy się na pierwszym zakręcie? Czy podniesiemy się z kolan i będziemy przeć dalej? Czy stwierdzimy, że nie warto? Czegokolwiek byśmy nie zrobili, najważniejsze, żeby odpowiedź była zgodna z Nami - nie róbmy niczego dla kogoś, a dla samych siebie. Nie poddawajmy się za łatwo, szczególnie nie przy rzeczach, nad którymi Nam najbardziej zależy. Nieważne, jak wolno, ale ważne, że idziemy do przodu. I z tym Was, moi drodzy, pozostawiam. Trzymajcie się cieplutko i do piątku ♥

klaudia

instagram: @tbkrnk
twitter: @tbkrnk
snapchat: @ksiezniczkac
mail: tabakiernikk@gmail.com

poniedziałek, 6 maja 2019

Tydzień w moim życiu #4 - czyli czy warto wychodzić ze swojej strefy komfortu?

Kochani! Witajcie w (opóźnionym) poście #TWMZ ♥ Nie będzie głębszego rozpisywania na 300 tematów, a od razu wskoczymy do ważnych rzeczy, więc zapraszam do dalszej lektury!

Tydzień #4 - porada #4
Tak samo, jak pisałam w zeszłym tygodniu - ta rada nie wynika tylko z doświadczenia w tym tygodniu, ale w tym tygodniu ponownie zajrzała do mojego życia, temat zresztą był też delikatnie poruszony w zeszłym poście!
Jestem introwertykiem - zdecydowanie bardziej cenie swój własny czas, pracę nad sobą, przebywanie ze sobą, aniżeli w tłumie ludzi, stąd też rada ta jest paradoksem w moim życiu. Nie lubię wychodzić ze swojej strefy komfortu - wolę robić coś, co jestem pewna, że mi się spodoba, przynajmniej tak było do tej pory.
W tą Majówkę, po 4 (lub więcej) latach, w końcu odwiedziłam swoją kuzynkę i pojechałam z mamą do Kudowy Zdrój. To miasto, jak i wszelkie poboczne miasta, a nawet Czechy, niewiarygodnie różni się od mojego rodzinnego miasta - większość ludzi jest serdeczna, uśmiechnięta i czułam się tam, jak u siebie! Widoki były, zresztą i są, przecudowne, atmosfera wspaniała, nic, tylko się przeprowadzać!
Ale moja porada jest taka - wychodźcie ze swojej strefy komfortu! Nie mówię od razu o skoku na bungee, zacznijcie od małych rzeczy - zróbcie coś innego do jedzenia, wsiądźcie do byle jakiego autobusu i po prostu jedźcie przed siebie, albo idźcie przed siebie - założę się, że sprawi Wam to ogromną przyjemność, taką jaką mi sprawił ten cały, cudowny weekend! ♥

Najważniejsze wydarzenie?
W końcu - po 4 latach - odwiedziłam swoją kuzynkę w Kudowie Zdrój! Nie tylko to, ale też po raz pierwszy od 4 lat wyjechałam gdzieś na majówkę, do miejsca, w którym nigdy nie byłam, poznałam ogrom wspaniałych ludzi, zobaczyłam mnóstwo cudownych miejsc i spędziłam naprawdę cudowny czas! Jeżeli jeszcze tam nie byliście, to serdecznie Was tam zapraszam! Nie pożałujecie ani chwili tam spędzonej ♥

Ogólnie rzecz biorąc...
Ten tydzień był jednym z najcudowniejszych tygodni i z bólem serca wyjeżdżałam z Kudowy - gdyby nie uczelniane psiapsie i obowiązki, a także brak pieniędzy, już bym się tam przeprowadzała!

Nowo nabyte umiejętności:
1) Bardziej odnowiona starsza umiejętność - czas z rodziną jest cholernie cenny! Mimo, że wydaje nam się, że jest najmniej ważny, to uwierzcie, że wcale taki nie jest - doceniajmy go, póki go mamy, a nie dopiero wtedy, gdy go stracimy!
2) Razem z chłopakiem mojej kuzynki i moją kuzynką złożyliśmy trampolinę dla siostrzenicy chłopaka - nie było łatwo, popełniliśmy kilka błędów, ale satysfakcja była!
3) Warto walczyć - razem z moja mamą, moją kuzynką i jej chłopakiem wchodziliśmy na Ostas, górę w Czechach - kilka razy miałam ochotę zawrócić, baa, nawet nie zamierzałam tam wejść! A jednak weszłam, przeżyłam i zobaczyłam cudowne widoki!
































Tego tygodnia nie jestem w stanie określić jednym słowem - był szalony, był spokojny, był wspaniały, był taki, jaki był!

Moi drodzy, wychodźcie ze swojej strefy komfortu! Nie będzie łatwo, nie będzie prosto, ale będzie WARTO! ♥

klaudia

social media:
instagram: @tbkrnk
twitter: @tbkrnk
snapchat: @ksiezniczkac