niedziela, 11 sierpnia 2019

Wychodzenie ze swojej strefy komfortu - poranna rutyna od 4 rano!

Moi drodzy, tak się cieszę, że Was widzę! Nie ukrywam, że się za Wami troszkę stęskniłam, a cieszę się jeszcze bardziej, dlatego, że w końcu dzielę się z Wami czymś, nad czym tak długo pracowałam.
Nieraz wspominałam, że chcę wychodzić ze swojej strefy komfortu coraz częściej - może i jest to komfortowe miejsce, ale niestety, w nim nie da się rozwijać, dojrzewać, dorastać i doświadczać. W swojej strefie komfortu byłam zdecydowanie za długo - za długo odkładałam rzeczy na później, za długo wymigiwałam się różnymi pierdołami ze swoich planów i nadszedł w końcu czas, kiedy powiedziałam DOŚĆ! I tak powstał pomysł na tą nową serię, którą Wam przedstawiam! Wychodzenie ze swojej strefy komfortu ♥ nie zdecydowałam jeszcze, jak często będą pojawiać się posty, na jakie tematy będą, ale chcę przybliżyć Wam, jak to będzie wyglądało. W tych postach będę opisywać swoje życie, które zaczęłam od sierpnia, bo to wtedy powiedziałam DOŚĆ. Wtedy postanowiłam, że zmienić coś muszę, bo dłużej tak żyć już nie mogę! I w ten oto sposób powstał pomysł na pierwszego posta!

Dlaczego 4 rano? Cóż, powiem Wam, że zainspirowała mnie inna 21-latka, znana YouTuberka, która w wieku 21 lat celebrowała rocznicę powstania swojego studia spinowego (!) - Tori Sterling! Wkrótce zdałam sobie sprawę, że jako właścicielka studia spinowego, ma czas na najróżniejsze rzezy, a przecież właściciel ma na głowie tyle rzeczy do zrobienia. Nakłoniło mnie to do myślenia o swoim życiu - w wieku 21 lat mam problemy z nadwagą, stan przedcukrzycowy i ogółem nie jestem zadowolona z biegu mojego życia. Widząc poranne rutyny tych wszystkich YouTuberów, zdałam sobie sprawę, że od sukcesu na wielu polach dzieli mnie jeden, jedyny krok - wzięcie się w garść! I tak też zrobiłam!
Każdego dnia wstawałam o Bóg wie której godzinie, robiłam zupełnie nic i nie miałam motywacji do niczego - stwierdziłam, że dłużej tak być nie może, że muszę sobie ułożyć plan dnia i zacząć żyć po swojemu. Za długo robiłam wszystko dla wszystkich, za rzadko stawiałam siebie na pierwszym miejscu. W umyśle zrodził się plan. Przez pierwsze dni sierpnia, wszystko zaplanowałam. Wzięłam kartkę i zaczęłam pisać, co chcę robić. Chcę na pewno zacząć ćwiczyć, jeść więcej warzyw i owoców, by wkrótce przejść na weganizm, być spokojniejsza, bardziej wysportowana... No to dobra, zaczęłam od porannej rutyny.

Poranna rutyna - zadania
Na liście moich zadań znalazło się mnóstwo nowych rzeczy: medytacja, modlitwa, rozmowa z samą sobą, sprawdzenie tarota, ćwiczenia, rozciąganie, prysznic, czytanie książki, śniadanie. Wydaje się Wam, że nic szczególnego, ale ja zazwyczaj rano robiłam tylko jedną z powyżej wymienionych rzeczy: jadłam śniadanie. Tak więc można powiedzieć, że nadeszła ogromna zmiana.

Poranna rutyna - godzina
Tutaj zaczął się pojawiać problem. Wiedziałam, że wkrótce zacznę chodzić do pracy, tak więc muszę się przyzwyczaić do porannego wstawania, a jednocześnie chcę wprowadzić tę rutynę w życie. Do pracy mam na 7 lub na 19, tak więc wyjeżdżać będę musiała w okolicach 6... Patrząc na listę zadań, ale dalej będąc zainspirowana Tori i innymi, którym się udało, postawiłam na 4 rano. Moja mama podrapała się po głowie i stwierdziła, że zwariowałam - a ja wiedziałam, że naprawdę tego chcę. Chcę pokonywać swoje słabości, swoje bariery, chcę wiedzieć, że mogę wszystko, jeśli tylko będę miała odpowiednie nastawienie. Jak postanowiłam, tak zrobiłam.

Poranna rutyna - ostatnie przygotowania
Od czwartku, 1.08, planowałam wszyściuteńko. Zrobiłam plan treningowy, plan żywienia, wypisałam wszystko, co tylko mogłoby mi pomóc. Wiedziałam też, jak dużo czasu spędzam na telefonie, więc stwierdziłam, że telefonu dotykać nie będę dopóki nie zjem śniadania. Do porannej rutyny, stwierdziłam też, że nie mogę chodzić spać, tak jak chodziłam, bo ledwo bym spała, tak więc moja rutyna poranna rozpoczęła się z wieczorną rutyną - o 20 odłożyłam telefon, uspokoiłam organizm, a o 22 już spałam.

Poranna rutyna - dzień pierwszy i drugi
Budzik... Oezu, na dworze ciemno jak... bardzo ciemno. Wstałam i wyłączyłam budzik i ze zdziwieniem zauważyłam, że nie jestem ani trochę zmęczona - ba, aż biła ode mnie energia! Stwierdziłam, że mogło to jednak być skutkiem ekscytacji, bo w końcu zaczynam coś nowego, czego nigdy nie robiłam, ale nie chciałam się też od razu negatywnie nastawiać. Wykonałam całą rutynę z jedną drobną zmianą - nie poszłam na spacer o 4.30 z naprawdę ważnego powodu - nie czuję się bezpiecznie w mojej okolicy o tej godzinie, szczególnie, jak jest tak ciemno jak było wtedy. Postanowiłam więc, że na spacery będę chodzić później. Poza tym, wykonałam rutynę, ale i cały dzień w 100%. Nie miałam żadnej drzemki, żadnej kawy, nic z tych rzeczy, byłam z siebie naprawdę dumna. Poza tym zauważyłam, że dużo mniej czasu spędzałam na telefonie i byłam dużo bardziej produktywna - wykonałam dużo więcej rzeczy, niż zazwyczaj.

Poranna rutyna - dzień trzeci
Tutaj zrobiło się delikatnie pod górkę, bo dzień wcześniej spędziłam wspaniały wieczór z moją przyjaciółką, przez co moja wieczorna rutyna troszkę się przesunęła, ale dzień rozpoczęłam punktualnie o 4 i wykonałam całą poranną rutynę. Jako, że w poprzednie dni mój grafik pękał w szwach - ten tydzień był wypełniony wizytami u lekarzy, kosmetyczek, ogólnie miałam sporo obowiązków - postanowiłam troszkę odpocząć właśnie w środę. Poranną rutynę owszem, wykonałam, ale zamiast starać się zrobić wszystko, co było na mojej liście zadań na ten dzień, postanowiłam trochę poleniuchować, strzelić sobie drzemkę, i spędzić trochę więcej czasu pracując na komputerze, niż fizycznie. Nauczyłam się wtedy prostego triku, którego opisałam ostatnio na blogu - zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, ale nie wykończyłam się psychicznie. Przeczytałam za to prawie całą książkę Nie mów nikomu autorstwa Harlana Cobena, którą udało mi się zgarnąć w świetnej cenie w jednym z kudowskich kiosków - 6,99!

Poranna rutyna - dzień czwarty i piąty
Tutaj zasadniczo trochę się poddałam z wykonywaniem moich obowiązków z listy zadań, ale nie z rutyną - dostałam okresu, a pierwsze dwa dni są dla mnie wykańczające. Wykonywałam wszystkie czynności z listy porannej rutyny, ale nie wszystkie z listy zadań z bardzo prostej przyczyny - w tych dwóch dniach ledwo chciało mi się żyć, a co dopiero cokolwiek robić.

Poranna rutyna - wnioski
Wniosek mam jeden, bardzo prosty i dla mnie naprawdę pozytywny - da się. Jestem zaskoczona tym całym tygodniem - byłam pewna, że okaże się jednym wielkim życiowym błędem, a okazało się, że był jednym z najlepszych tygodni, jaki w życiu miałam. Nie zawsze było łatwo, ale zawsze wiedziałam, że było warto - bo robiłam to tylko i wyłącznie dla siebie. Zdecydowanie polecam każdemu, u mnie zdecydowanie wyszło i będę kontynuować wstawanie o 4 - dzień zaczyna się dużo lepiej, jak wykonacie swoją poranną rutynę przed wschodem słońca, a po wykonaniu jej przywita Was ten oto cudowny widok. ♥




A Wy? O której zaczynacie swój dzień?
Miłego tygodnia i do następnej niedzieli ♥
klaudia x

ig: @tbkrnk
tt: @tbkrnk
snapchat: @ksiezniczkac
mail: tabakiernikk@gmail.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz