sobota, 23 listopada 2019

#ChangeYourLifeChallenge - tydzień 1 ♥

No i tydzień zleciał jak z bicza strzelił! Nawet nie zdążyłam się porządnie przejąć, a tutaj już zleciało!

Pierwszy tydzień powinien być najcięższym tygodniem, ale (stety-niestety) wcale taki nie był!
Prawda jest taka, że nie miałam nawet czasu, żeby się zbytnio nim przejąć - miałam sporo obowiązków dookoła, a też nie za bardzo przykładałam wagę do planu, który sobie ustaliłam. Prawda jest taka, że poćwiczyłam tylko raz - potem rozpoczęłam okres, a tym samym tłumaczenie sobie, że za bardzo mnie boli, żeby ćwiczyć i poćwiczę jutro - i minęło półtorej tygodnia, a aż 7 treningów przepadło, YIKES! Teraz, gdy to podliczyłam, to aż mi wstyd! No nic, od poniedziałku wracamy do walki!
Pierwszy tydzień tak naprawdę minął jedynie pod znakiem wegańskiej diety - i połączenia tego z okresem. Prawda jest też taka, że wcale jakoś ciężko nie było. Ogromnym, naprawdę ogromnym wsparciem, okazała się, jak zwykle, moja mama - kiedy tylko wspomniałam o tym, że przechodzę na dietę wegańską, rozpoczęła swoje własne poszukiwania - od suplementacji, po wszelkie informacje na temat wegańskich alternatyw - naprawdę, mam cud, a nie mamę. W ten sposób już w pierwszy tydzień miałam wegański pasztet - jeden z soczewicy (polecam, 10/10), drugi z fasoli, paprykarz z kaszy (których nie zdążyłam jeszcze spróbować) i wegański majonez z pestek słonecznika (polecam, 10/10), ale też wstęp do suplementacji. Nawet nie tylko to, ale sama zaczęła sprawdzać etykiety, czy aby na pewno coś jest wegańskie, przeglądanie Biedronkowych gazetek za alternatywkami, po prostu cud, naprawdę. Jak ktoś mi ją spróbuje obrazić, to nie będę wstrzymywać języka - Mamuś, wiem, że czasem czytasz moje wypociny, więc dziękuję Ci pięknie za Twoje wsparcie od samego początku! I w sumie nie tylko wyzwania, ale od początku życia! Jesteś najwspanialsza ♥
Tutaj też w sumie chciałabym podziękować Knorr za wyprodukowanie zupki chińskiej pomidorowej, która jest przypadkiem wegańska - po pracy ratowała mi życie.
Prawda jest taka, że nie było jakoś specjalnie ciężko - w dzień rozpoczęcia wyzwania z mamą zrobiłyśmy zakupy, w pełni wegańskie, które nadal są w większości w szafkach, a też w większości sytuacji jadłam wegańsko - większość potraw, które spożywałam na co dzień, po odjęciu jakichś serków czy jogurtów - był wegańskie. Sałatki, makarony, ryże, naprawdę w większości już wegańskie - po prostu bez sera czy majonezu, i lecimy! Nawet przez przypadek wyprodukowałam naprawdę zajebistą potrawę, która zasmakowała nie tylko mi, ale też mojej mamie i nawet babci! Wegański stir fry z makaronem spaghetti, warzywami na patelnię, sosem sojowym i płynnym słodzikiem - polecam serdecznie, naprawdę zajebiste! Problemem zasadniczo stało się jedynie śniadanie - robiłam sobie smoothie, kiedy miałam na popołudnie, ale gdybym chciała uruchomić blender o 5.30 rano, musiałabym się liczyć z szukaniem nowego miejsca zamieszkania - każdy słodko śpi, a Klaudia robi sobie smoothie z banana, jarmużu, mleka sojowego i innych dodatków - to nie przeszło - więc gdy miałam na rano, jadłam jakiś owoc i wafle ryżowe - nie najgorsze śniadanie. Często jadałam owsiankę, ale to typowo w zimie - kiedy jest zimno i chcesz poczuć ciepło w sobie, jakkolwiek to brzmi. Ale radziłam sobie i dalej radzę. Moja mama, jak to moja mama, jak zwykle przychodziła z pomocą - tutaj przyrządziła wegańską zupę, kupiła wegański przysmak w postaci chlebka czy batonów od Ewy Chodakowskiej (7/10, nie najgorsze), naprawdę była i nadal jest ogromną pomocą - ale, jak to mama, martwi się ciut za dużo i stresuje mnie na zapas. Jak każda mama, co nie zmienia faktu, że jest ogromną pomocą. ♥

Pierwszy tydzień minął naprawdę dobrze, a co najlepsze zauważyłam poprawę nie tylko w samopoczuciu fizycznym, ale też psychicznym - w poście o tutaj piszę o tym, że po 3 latach w końcu odstawiłam leki psychotropowe - co tylko polepszyło moje samopoczucie psychiczne.

Ogólnie? Jest świetnie! ♥

Zasadniczo największym wyzwaniem było wyjście do ludzi z informacją, że nie jestem już wegetarianką, a weganką - ale tutaj też nie było krytyki, a jedynie pytania z ciekawości - co jesz, czego nie jesz, co Ci zrobić - więc zasadniczo Wam też dziękuję, bo wiem, że niektórzy to czytają ♥
Niestety, doszłam do wniosku, że najcięższe będzie wychodzenie do restauracji, gdziekolwiek poza dom - opcje są tak limitowane, że to aż boli. McDonald pozostawia jedynie sałatkę, napoje zimne i ciepłe, jeśli wybierze się mleko sojowe i zaufa, że faktycznie go użyją, i frytki - których nie jesteś pewien, czy nie smażyli czasem w tym samym oleju, co nuggetsy. PizzaHut pozostawia frytki z pieca i bar sałatkowy no i napoje ciepłe i zimne. W pozostałych nie byłam, więc nie chcę się wypowiadać. Aczkolwiek wiem, że moje lokalne restauracje powitają mnie chłodnymi frytkami lub sałatkami, z których będę musiała ująć mięso i zapłacę tą samą cenę. Cóż, takie życie wybrałam! Nie obraziłabym się oczywiście na więcej wegańskich opcji, także, POLSKO, CZEKAM! 😝

A może Wy wiecie coś na temat wegańskich restauracji dookoła? Albo tzw. chain restaurants typu McDonald, KFC itd., które mają wege opcje? Jeśli tak, dzielcie się w komentarzach! Dzięki za czytanie i pozostawianie komentarzy! ♥


klaudia x


insta: @tbkrnk / @heyklaudix (dla ludzi bliskich)
twitter: @tbkrnk
snapchat: @ksiezniczkac
mail: tabakiernikk@gmail.com (zapraszam do mailowania, gdyby ktoś miał jakieś opinie, problemy, śmiało, chętnie pomogę!)
facebook: a-typowa ♥


♥ ♥ ♥

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz