wtorek, 2 kwietnia 2019

i am a warrior

Cześć.
Trochę mnie tutaj nie było, ale muszę powiedzieć, że było to konieczne.

W moim życiu w pewnym momencie, którego nawet nie byłam w stanie zauważyć, nastąpił zupełny chaos. Żyłam sobie spokojnie, z dnia na dzień, ciesząc się życiem i zamiatając wszelkie niefortunne sprawy pod dywan, ale niestety, pod dywan może się tak niewiele zmieścić.

Zauważyłam, że w swoim życiu nie za bardzo przepadam za porządkowaniem wszystkiego teraz, a wszystko zostawiam na ostatnią chwilę. Nie polecam, swoją drogą. I w pewnym momencie nastąpił Wielki Wybuch. Wielkim Wybuchem nazywam fakt, że nie zdałam pierwszego semestru na filologii angielskiej przez cudowny przedmiot, jakim jest literaturoznawstwo. Zawaliłam zarówno pierwszy termin, jak i poprawę. I upadłam. Mocno upadłam. Na twarz. Płakałam, płakałam, płakałam... Aż w końcu stwierdziłam, że muszę coś z tym zrobić, bo to nie w porządku, żeby przez jeden przedmiot, który nawet nie należy do PNJA, zawalić studia. Za bardzo kocham swoją grupę, za bardzo kocham te studia, za bardzo kocham ten styl życia, żeby poddawać się bez walki. I tak też od tego czasu robię. Stwierdziłam, że póki nie wyrzucą mnie stamtąd na zbity pysk, to się nie poddam i będę walczyć.

Wiem, co sobie myślicie. Klaudia, z tyloma rzeczami się poddałaś, nie dasz sobie już spokoju?
Właśnie, że nie dam. Nie dokończyłam, i zapewne nie dokończę, kursu na prawo jazdy. Nie dokończyłam, i nie wiem, czy chcę dokończyć, szkołę policealną na technika usług kosmetycznych. Nie dokończyłam liderstwa w SzP. Ale z tym dokończę, co zaczęłam. To będzie się wydawać głupie, cholernie głupie. Idąc na te studia, wiedziałam od razu, że to nie jest to, co chcę robić w życiu. Szłam tak tylko dlatego, że chciałam zobaczyć, jak to na tych studiach jest. Angielski lubię, nie powiem, ale nigdy nie myślałam, żeby zaczynać w tym karierę. Ale już pierwszego dnia zajęć, wiedziałam, że to był dobry pomysł. Ba, był to nawet zajebisty pomysł! Wiadomo, nie jest lekko, nie wszystko jest proste, sporo spraw naraz, sporo rzeczy, ale... kocham to. Kocham to, że wstaję każdego rana o 5 lub 6, kocham to, że chce mi się wstawać o tej godzinie, bo wiem co mnie w ciągu dnia czeka. Bo wiem, że na uczelni czekają mnie same uśmiechy mojej cudownej grupy (za wyjątkiem pewnej osoby), wiem że czekają na mnie uczelniane przyjaciółki (co prawda to ja na nie czekam, bo za wcześnie mam autobus, ale łapiecie o co chodzi). Chce mi się żyć, będąc na tych studiach. Chce mi się żyć. Po prostu, cholera, mi się chce.

Moje życie nigdy nie było, nie jest i nigdy nie będzie proste, doskonale o tym wiem. Wiele razy upadnę, wiele razy będę chciała się poddać i nie robić już zupełnie nic. Ale wiem też, że ile razy upadnę, o jeden raz więcej wstanę i będę walczyć. Bo taka jestem. Jestem waleczna, wiedząc, że moje życie jest w moich rękach. Wiem, że wszystko zależy ode mnie. Wiem, że jestem tym cholernym wojownikiem! I do końca życia nim pozostanę. Bo taka, cholera, jestem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz