Długo się zastanawiałam... Kogo ja oszukuje... NADAL się zastanawiam nad tytułem i tematem tego posta. Tak naprawdę przesiedziałam cały tydzień i nic ciekawego nie robiłam, więc czym mam się z Wami podzielić? Tym, że przesiedziałam pięć dni i gapiłam się w telewizor? Że w planach miałam milion rzeczy, a tak naprawdę nic nie zrobiłam? Nie ma się czym chwalić...
Jestem zmęczona, a tak naprawdę nic nie robię. Budzę się i mi się zwyczajnie nie chce. Budzę się zmęczona i, zamiast coś robić, to odpoczywam. Nie potrafię tego zrozumieć. Zmuszam się do zrobienia każdej, NAJMNIEJSZEJ czynności. Nie wiem, czy to powrót stanu depresyjnego, czy po prostu "przemęczenie materiału", ale jest to... męczące. Zamiast wstać i cieszyć się z każdej chwili w życiu, wstaję i chcę ponownie iść spać.
Tutaj umysłowo jestem zmęczona, nie chce mi się zupełnie nic, a z drugiej strony... gonitwa myśli, milion myśli na minutę, cały czas muszę coś robić z rękami i nogami, normalnie ADHD! Pięknym przykładem jest dzisiejszy dzień. Mama obudziła mnie po 7.30, a od około 9.30 byłam na nogach. Potem bieganie, żeby w końcu zrobić sobie nowe zdjęcie do indeksu, pracy i innych profesjonalnych dupereli. Zrobiłam makijaż, który wychodził okropnie i musiałam go zaczynać od nowa kilka razy, dojechałam spocona na rowerze, bo wiadomo, zawsze pod wiatr, choćby tego wiatru nie było, to jak ja jadę na rowerze, to wiatr być musi. Na zdjęciach wyszłam z trzema podbródkami, no ale cóż, bywa, aparatu nie oszukasz. Zdjęcia do odbioru w poniedziałek. Nagle 12! Trzeba wstawić dwa prania, powiesić je, umyć podłogę w całym domu, upiec babkę... a Klaudia dowala sobie jeszcze godzinę roboty, bo nie podoba jej się wygląd kuchni. Spędziłam godzinę sprzątając zakamarki, myjąc kuchenkę, wszystkie konkretne części, umyłam płytki dookoła kuchni... Perfekcyjna pani domu? Nie znam. A potem padam na twarz, myjąc kolejną część kuchni, zapominam o drobnostkach... Zasadniczo działam na takich randomowych wyrzutach energii. Niby wszystko spoko, bo to tak, jakby dostawać kopniaka energii, ale z drugiej strony... Dlaczego tak nie może być zawsze? Rano, 7.30, najchętniej bym zabiła, że tak wcześnie mój organizm sam się budzi. Tyle planów już miałam, na wstawanie o wczesnych godzinach, ćwiczenia, spacery, ale nigdy żaden nie wychodzi! Bo jak się budzę o tej 7.30, to spędzam większość tego czasu na social mediach zamiast bycia produktywnym. A potem jeszcze nie daj Boże strzelę sobie 15-minutową drzemkę, która przemienia się w 2-godzinną drzemkę, budzę się nie wiedząc który mamy rok, a potem siedzę do północy... Błędne koło. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że choćbym zasnęła grubo po północy, o 7.30 otwierają mi się oczy, bez żadnych wyjątków. 31 lipca, na przykład, postanowiłam spać ze swoim psem; 1 sierpnia Xuśka obchodziła 11. (!) urodziny, więc postanowiłam jej zrobić taki mini-prezent i ze mną sobie spała. Z nią to "spanie" jest bardziej czuwaniem, bo zawsze bardziej przejmuje się jej wygodą, niż swoją. Budziłam się średnio co 2 godziny, a i tak o 7.30 byłam już zwarta i gotowa do życia... Ja się pytam, JAK? Nie rozumiem mojego organizmu ani trochę w takich momentach.
Każdego dnia jest zasadniczo to samo. Budzę się z listą pełną planów, a rzadko wykonuje 100% tej listy i przez to czuję się jak nic nie warty śmieć. Tutaj niby nad tym pracuje, bo zdaję sobie sprawę, że nie każdy dzień jest taki sam, nieraz mam gorsze humory, gorsze i lepsze dni, staram się jak mogę, żeby wszystko zrobić... I tutaj muszę sama siebie zatrzymać. Raz na swoim Instagramie (@tbkrnk) udostępniłam coś, co idealnie podchodzi pod ten temat.
[Tłumacząc na polski: Przyjazne przypomnienie: Robienie co w Twojej mocy nie oznacza pracowania do momentu załamania nerwowego, dbaj o siebie.]
Zgadzam się z tym w 100%. Nawet na Instagramie, w wyróżnionych relacjach, pisałam właśnie o tym. Było, oczywiście, pisane w języku angielskim (bo nie potrafię zdecydować w jakim języku to konto chcę prowadzić, a angielski jest bliższy mojemu sercu, niż polski), więc streszczę to tutaj. Przez LATA myślałam, że robię co w mojej mocy tylko i wyłącznie wtedy, kiedy się wykończę. Kiedy po prostu pod koniec dnia padnę na pysk i nie będę w stanie spojrzeć na siebie, zarówno w sensie fizycznym, jak i psychicznym. Właściwie, to całe życie byłam uczona, że mam tak robić. Choćby nie wiadomo jak się w moim życiu waliło i paliło, ja zawsze robiłam dobrą minę do złej gry i stawiałam swoje zdrowie psychiczne dopiero na kolejnych miejscach. Zresztą, każdy Polak był tak uczony, bo przecież istnieje jednak mentalność zatytułowana "co ludzie powiedzą?". Tej właśnie mentalności mam bardziej dość, niż samych Polaków. Dlaczego udajemy jeden przed drugim, że w naszym życiu jest lepiej, niż naprawdę jest? Dlaczego sami siebie oszukujemy? To jest dla mnie chore. Zamiast spojrzeć prawdzie w oczy, pokazać, że każdemu się czasem coś nie udaje, każdemu podwinie się noga, udajemy Bogów i Królów, którym udaje się wszystko. A tak naprawdę, to gówno prawda! Mi podwija się noga bardzo często i zawsze otwarcie o tym mówię. Bo okazanie słabości nie jest słabością, a mocą. Trzeba naprawdę mieć dużo jaj, żeby przyznać się przed samym sobą i przed całym światem, że się nie układa. Każdy może udawać, ale nie każdy się do tego przyzna, że coś nie idzie, jak powinno. Moja mama i babcia są innego zdania, dlatego Nasza rodzina jest wspaniała, idealna, bez skazy... Naprawdę? Wcale tak nie jest. Jak każda rodzina, mamy swoja problemy, większe i mniejsze. I nie chcę Wam tutaj mówić, że macie się CHWALIĆ problemami, a jedynie przyznać przed samymi sobą, że takowe macie... Bo każdy je ma. Celebryci, artyści, aktorzy, królowie, księża, WSZYSCY mamy problemy. Ja mam dość udawania, że jestem kimś, kim nie jestem. Bo jestem sobą i to chcę właśnie pokazywać - siebie, nie udawaną wersję, którą wymyśla moja rodzina. Jestem sobą i nie zawaham się tego użyć. To jest moja największa zaleta!
Dlatego otwarcie przed Wami przyznaję. Ten post był napisany kompletnie z dupy. Nie spodziewałam się, że cokolwiek tutaj napiszę, a widzę, że wyszedł mi z tego całkiem pokaźny post. Jest u mnie ciut gorzej, niż zazwyczaj, ale pracuję nad tym, żeby było tak jak najkrócej. Będę powracać do sił, na pewno jeszcze podwinie mi się noga, nie raz, nie dwa. I za każdym razem będziecie o tym wiedzieć.
Małe, przyjazne przypomnienie dla Ciebie... tak, Ciebie, drogi czytelniku! Na świecie jest tylko i wyłącznie jedna osoba, która żyje takim życiem, jak ty, może podejmować decyzje za Ciebie i być Tobą... Tą osobą jesteś TY! To jest Twoja magiczna moc! Używaj ją tak często, jak się tylko da!
Miłego tygodnia i do następnej niedzieli! ♥
klaudia xx
instagram: @tbkrnk
twitter: @tbkrnk
snapchat: @ksiezniczkac
mail: tabakiernikk@gmail.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz